czwartek, 11 lutego 2016

Pewnego razu w Szczyrku...


 Niedawno odwiedziłam nasze, Polskie góry. Niektórzy mówią "góry jak góry" z przekąsem, zupełnie jakby nie byli wzruszeni ich majestatem... Dla mnie to wyjątkowe miejsce, źródło spokoju, wiecie, takie bliżej nieba. A na zdjęciu przed Wami wspaniała panorama okolic Szczyrku, jednego ze szczytów Korony Gór Polskich (jest ich 28). Jego nazwa brzmi - Skrzyczne (1257 m n.p.m), z którego widoki zapierają dech (o ile nie zasłaniają go gęste chmury - co w górach nie jest rzadkością).

Miałam to szczęście i mogłam zobaczyć tą panoramę w całej okazałości. Mimo szybko zmieniającej się pogody i silnego wiatru, który dosłownie wyrywał mi aparat z ręki i szarpał mną chaotycznie, zrobiłam kilka zdjęć.

W oddali jezioro Żywieckie, taka mała wędkarska alternatywa dla nart i snowboardu ;-)

 A to widok z tego samego tarasu na drugą stronę. Zgadniecie jakim kolorem jest oznaczona ta trasa narciarska? Podpowiedź, to nie niebieska... Czerwona też nie ;-)

Wyciąg typu kilof. Dla narciarzy żadne halo, czego już nie można powiedzieć o snowboardzistach...

Widok z czarnej FIS'owej trasy.

 Huśtawka góralska dla drwali ;-)

To też ta sama, czarna trasa co poprzednio. Milutko i banalnie wygląda, prawda? Nic bardziej mylnego.

Wiał halny a biało było tylko na niektórych stokach i na samych szczytach, czyli bez banałów w stylu standardowej zimy w górach gdzie śniegu po pas.
  
Potężne ramię Małego Skrzycznego, przez środek którego prowadzi szlak turystyczny i trasa narciarska w jednym (co dla mnie raczej nie powinno mieć miejsca ze względów bezpieczeństwa).

Kawałek raju na ziemi...

 A na zdjęciu narciarz niosiący swój sprzęt, niestety musieliśmy pokonać cały rękaw pieszo bo ilość śniegu nie pozwalała na jazdę... Co łatwe nie było. Spacerowaliście kiedyś w butach narciarskich z nartami na ramieniu i kijkami? Grunt to być elastycznym i się dostosować do panujących warunków.

 Chmury, które ślizgające się po szczytach, wspinające się ku górze i pędzące z impetem w dół... Jakby zapatrzone na narciarzy, tęż chciały pozjeżdżać.

 Szlak turystyczny czy trasa narciarska? Ciężko stwierdzić...

 Ponad chmurami rozciąga się surowy krajobraz połamanych przez silne wiatry drzew. Tutaj można odczuć jakąś taką lekkość, ciężko to opisać...

 W tym miejscu narty mi się przykleiły do zlodowaciałego śniegu... Bardzo niekomfortowe ale zabawne uczucie.

Gdy jest się tam na górze, czuje się jakąś taką lekkość...

Chmury niesione na skrzydłach wiatru, wyglądają jak puchaty ocean...

Rwący górski potok to uosobienie siły natury. Huk wodospadów i rwący nurt krystalicznie czystej wody działają bardziej pobudzająco niż czarna kawa. 

Niby kłębiły się chmury śniegowe a stoki i tak trzeba było dośnieżać armatkami i to tylko w nocy gdy temperatura spadła...

Bajorko a nad nim wesoło dyndający wyciąg... A przez halny śniegu jak na lekarstwo. 





 Codziennie o zmierzchu ratraki przygotowywały stoki na nocne zjazdy. Oświetlone trasy to coś kapitalnego dla wiecznie głodnych białego szaleństwa. 
 
Przyznam, że jestem zwolenniczką nocnej jazdy. Nie przepadam za tłokiem i towarzystwem szkółek narciarskich.

 W nocy lepiej widać strukturę podłoża po którym się jedzie, sztuczne oświetlenie stoku lepiej uwydatnia połacie lodu, muldy, puch czy przecierki...

 Stok o bardzo wymownej nazwie: Golgota. Nazwa nie powstała bez powodu. Na dole można pocieszyć się przepyszną gorącą czekoladą ;-)

 Ta trasa w oddali to właśnie wspomniana wcześniej Golgota, tutaj nieco lepiej widać jej powagę.

 Co ciekawe, zdjęcia ani filmy nigdy nie oddają faktycznego spadku stoku, tak więc zarówno czarna jak i zielona trasa wygląda zawsze jak ośla łączka.

wtorek, 24 listopada 2015

Dziki


 Dzik jest dziki, dzik jest zły,
Dzik ma bardzo ostre kły.
Kto spotyka w lesie dzika,
Ten na drzewo szybko zmyka.

Każdy doskonale pamięta ten fragment wiersza Jana Brzechwy pt. "Zoo". Tylko ile w nim jest prawdy? We wszystkim tkwi przynajmniej jej ziarenko, nawet w plotce. A czy pan Jan spotkał się oko w oko z dzikiem? Nie wiem ale ja miałam taką okazję...

 Za płotem otaczającym zagrodę tylko ślady racic i rozrzucone, nadgryzione ziemniaki zdradzały obecność jej mieszkańców... Rozglądałam się dokładnie ale dzików we własnej osobie nie było...

 Po dłuższej chwili cierpliwego wyczekiwania gdzieś w oddali coś zaszeleściło a zza drzew wyszedł nieśmiało ten drobny dziczek z oklapniętym uszkiem. Mały kłapouszek obserwował mnie bacznie z bezpiecznej odległości co i raz cicho pochrumkując...

 Po chwili pojawił się drugi dzik, nieco większy i bardziej odważny. Podszedł do ogrodzenia machając ogonkiem z nadzieją, że chyba czymś go poczęstuję ale jak się zorientował że nic nie dostanie zabrał się za rycie i wygrzebywanie jakichś resztek spod liści...

 Niebawem dołączył jeszcze jeden, największy z całej trójki i najbardziej komunikatywny, dawał się nawet pogłaskać. Niestety z jakichś powodów odganiał małego kłapouszka nie dając mu podejść bliżej.

Spotkanie dzików które są za ogrodzeniem jest nieporównywalne ze spotkaniem ich oko w oko. Dużo spaceruję po lasach i w ciągu tych wszystkich wycieczek tylko raz udało mi się spotkać dzika chodzącego tak na wolności. No może nie tyle, że go spotkałam bo go nie widziałam bezpośrednio ;-) ale wiem, że siedział w gęstwinie obok której przechodziłam bo dochodziło z niej pochrumkiwanie i głośny szelest zdradzający jego obecność. Przypuszczam, że dzik najprawdopodobniej spał kiedy przechodziłam obok. Nie mniej jednak nic się nie wydarzyło, dzik podreptał w przeciwną stronę, w głąb zarośli a ja poszłam w swoją stronę :-) Ale przyznam, że serce mi lekko szybciej wtedy zabiło, nie tyle ze strachu ale z fascynacji.

 Nie wiem jak one to robią ale potrafią wygrzebać z błotnistej ziemi pojedyncze ziarna owsa czy żyta... Precyzję w ryjku mają nieskazitelną :-)

 A jeśli chodzi o zapach, czy wiedzie jak pachną dziki??? A czy kojarzycie zapach takiej popularnej przyprawy w płynie do zup "maggi"??? Bo tak właśnie pachną te leśne świnki. Poważnie.

To jesienne spotkanie uważam za bardzo udane i mam nadzieję, że następnym razem zobaczymy się w tym samym składzie ale tym razem wezmę dla nich jakiegoś ziemniaka czy jabłko...

 Zagroda Dzicza Wejsuny znajduje się w Puszczy Piskiej niedaleko Leśniczówki Wejsuny, bardzo łatwo tam trafić. Z tego co się orientuję teren ten służy kołom łowieckim (ale nie tylko im) do szkolenia psów myśliwskich, gończych, tropiących... Nie raz widziałam tam tego typu spotkania. Nie rozumiem jak coś takiego może być atrakcją dla właścicieli psów... Już nie wspomnę nawet o polowaniach...