środa, 22 kwietnia 2015

M jak Mazury...

 
Moje dwie miłości: On i Mazury. Cudowne, idealne połączenie.

Jezioro Wejsunek. Jeszcze nie miałam okazji zobaczyć tu bobra ale wiem, że jest taka szansa, zamieszkują przeciwległy brzeg. Zostawiają po sobie wyraźne ślady - pościnane pnie drzew. Pewnego dnia wybiorę się na spacer ich tropem...

Małe szklarenki na środku pola to chyba jakiś tajemniczy rolniczy patent o którym nie mam zielonego pojęcia. Albo wcale nie i tylko tak sobie stoją... Ja swoją szklarnię postawię blisko przy domu, żeby po pomidorki wychodzić rano w kapciuszkach i szlafroczku ;-)

Okoliczności przyrody bez względu czy towarzyszą im promienie słońca czy deszczowe chmury są zawsze urokliwe. Ten typ tak ma.

Kościół z wielkim zegarem i chyba jeszcze większym dzwonem odmierzającym czas regularnie co godzinę i o w pół do... A o 12 w południe oprócz dwunastu uderzeń z głośników wydobywa się bądź co bądź przyjemna melodyjka.

  
Jak jest zimno i do tego jeszcze wieje to łowienie ryb jest sportem ekstremalnym. Poważnie, kto nie próbował ten musi uwierzyć na słowo. A jak nie to niech sam sprawdzi. Jak przemarzłam to schowałam się na brzegu za wielkim drzewem które osłaniało mnie przed wiatrem. Drzewa są świetne! A z okazji, że dziś Dzień Ziemi życzę im wszystkiego najlepszego :-)

Jeden z koni a konkretnie jedna z tych klacz dała się namówić na banana. Zjadła nawet skórkę. Myślę, że to był pierwszy egzotyczny posiłek w jej życiu i mam nadzieję że nie ostatni ale raczej nie. Słyszałam, że pewien koń jadł mandarynki prosto z drzewa i miał się dobrze. Ten koń jadł co prawda banana i to prosto z ręki ale jakaś analogia w tym jest. 

Nawet nie wiem jak się wabi ten pies sąsiadów... Chyba Kropek ale pewności nie mam. Ostatnio zrobił się bardzo komunikatywny i rozrywkowy. Zupełnie jak nie on. Zdecydowanie lepiej mu z tym nowym obliczem.

 Wiosenne anomalie pogodowe albo stały urok mazurskiego klimatu. Ciężko stwierdzić. Czasem wychodzi słońce ale tylko na chwile, żeby zaraz zniknąć w tłumie ołowianych deszczowych chmur.

Nasze własne ognisko. Kamienie nosiliśmy własnoręcznie z pola i lasu. Ciężka robota ale efekt końcowy warty wysiłku. Ogień zbliża ludzi, uspokaja i hipnotyzuje. Daje poczucie bezpieczeństwa. W sumie niewiele rzeczy może się równać z wieczorami spędzonymi przy ognisku pod rozgwieżdżonym niebem. A pieczone ziemniaczki z masełkiem ziołowym są absolutnie bezkonkurencyjne ;-)

 Kocham to miejsce.

2 komentarze:

  1. Przepięknie opisane,sfotografowane....Mazury moje miejsce do życia....okiem przybysza :) Dziekuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi przeczytać taki komentarz, dziękuję! :)

      Usuń